Dzikie ogrody i skwerki zachwycają, ale czasami wzbudzają także uczucie wstydu kojarząc się z zaniedbaniem. Zupełnie nie potrzebnie! Każda roślina jest potrzebna i jest żywicielem całej bandy owadów i ptaków. Na przykład taka powszechna pokrzywa. Niewiele osób wie, że piękny motyl rusałka pawik potrzebuje pokrzyw do swojego rozwoju.
Warto spojrzeć na nasze sąsiedztwo świeżym okiem, zauważyć w nim połączenia, korytarze ekologiczne biegnące pasami przydrożnej zieleni, wzdłuż parków i osiedlowych zieleńców. Aby chronić to, co mamy, powinniśmy przyjąć nowe ekologiczne zasady gospodarowania terenami biologicznie aktywnymi i zmienić podejście do roślin pojawiających się spontanicznie. Wygumkować ze słownika słowo chwast. Niestety wiele osób wciąż myśli, że w mieście poza niewielkimi enklawami nie ma co chronić. Natomiast architekci i traktują tereny zielone głównie jako sposób rozluźnienia zabudowy. Konieczna jest więc zmiana powierzchownego traktowania problemów zieleni w miastach i miasteczkach.
Przykład bardzo nisko koszonych traw, bez pozostawienia fragmentów niekoszonych pod koronami drzew. Fot. Psubraty
Głównym problemem miejskiej przyrody jest nadmierne upraszczanie i porządkowanie
Zanik ciągłości siedlisk i ich małe powierzchnie powodują problemy z migracją zwierząt i roślin, ich bogactwo gatunkowe zanika. Problem stanowią także bariery ekologiczne: ogrodzenia (parków, ogrodów działkowych, osiedli mieszkaniowych) i drogi. Nadal możemy znaleźć wiele terenów, które mogłyby efektywniej spełniać rolę korytarzy ekologicznych. Są to na przykład: pobocza dróg i linii kolejowych, brzegi rzek i rowów, inne tereny nieużytkowane zarówno w mieście jak i poza nim.
Pochwała dzikości…
Jednym z objawów problemów ekosystemów obszarów miejskich jest brak owadów zapylających. W terenach mocno zabudowanych, zapylacze mają bardzo utrudniony dostęp do bazy pokarmowej. Różnorodność pasów zieleni, łąk i skwerów bardzo im pomaga. Niestety większość miast nie oferuje takiej różnorodności, zakładając wszędzie trawniki, kosząc je niemalże do gołej ziemi i zbierając dokładnie wszystkie liście w przekonaniu, że niszczą trawę. Nie jest to prawdą.
Pozostawiane na ziemi liści zmniejsza parowanie, zwiększa wilgotność gleby, która sprzyja organizmom przyczyniającym się do napowietrzenia profilu glebowego, jak dżdżownice.
Gdy pozwalamy swobodnie działać miejskiej przyrodzie, uaktywniają się nasiona, które w glebie czekały wiele lat na swoją szansę. Tworzą się samoistnie łąki kwietno – ziołowe, zapewniające pożywienie owadom przez cały sezon.
Przykładowo na trawnikach ekstensywnie pielęgnowanych występuje nawet 80 gatunków roślin, natomiast na tych pielęgnowanych intensywnie jedynie około 6. Warto podkreślić, że duża bioróżnorodność jest podstawową zasadą świadczącą o witalności ekosystemu.
Zyskujące coraz większą popularność łąki kwietne są w pewnym sensie ideą poprzedzającą akceptację i docenianie dzikich, naturalnych łąk kwietno-zielnych. Barwy łąki kwietnej zwracają uwagę mieszkańców na różnorodność kolorów i zapachów, przyciągają uwagę i intrygują.
Zaczynamy też dostrzegać rośliny lecznicze, które wcześniej znaliśmy tylko z półek z herbatkami ziołowymi: tasznik, mniszek lekarski, babka lancetowata, fiołek trójbarwny, krwawnik i rumianek.
Koniczyna biała i komonica na miejskiej, samoistnej łące kwietnej. A może to świadectwo dawnych czasów, kiedy jeszcze nie było tu blokowisk? Fot. Psubraty
Podlot bogatki w niskiej trawie, fot. Marta Stępska
Opóźnianie pierwszego koszenia
Ze względów przyrodniczych należy jak najbardziej opóźnić termin pierwszego koszenia, najlepiej na czerwiec. Dzięki temu trawy wreszcie nadążą z wydaniem nasion, dając pożywienie wróblom i mazurkom. Jednocześnie wysoka roślinność jest schronieniem dla podlotów ptaków, które mogą schować się przed drapieżnikami. Tak, niewiele osób wie, że popularne gatunki ptaków takie jak: bogatka i mazurek po pierwszym mikro-locie poza gniazdem / dziuplą, jeszcze przez kilka dni skaczą dość bezradnie po ziemi.
Nawet na łąkach użytkowanych rolniczo zalecanym terminem pierwszego koszenia jest moment, kiedy wykłosi się większość gatunków traw. Na miejskich trawnikach pozwalamy im jeszcze chwilę pokwitnąć, bo w czasie upałów dają one cień roślinom, które nie rozwinęłyby się w pełnym słońcu.
Zalecamy zachowanie odstępów czasowych pomiędzy koszeniami wynoszących około 5-6 tygodni. Dzięki temu w sezonie wystarczą 3 koszenia. Dodatkowo, kiedy kosimy jakąś powierzchnię parku czy zieleńca, należy koniecznie pozostawić 30% powierzchni nieskoszonej. W tym celu warto wybrać obszary pod koronami drzew i wokół krzewów. Pozwoli to gniazdującym w tych miejscach ptakom na bezpieczne odchowanie piskląt i wyprowadzenie lęgów.
Ostatnie koszenie warto zaplanować jesienią, przed spadaniem liści. Jest to także termin w którym powinniśmy zaplanować strefy dzikie na zimę – miejsca, z których liście nie zostaną usunięte oraz ustawione zostaną tam specjalne kosze – miejsca zimowania jeży.
Korzyści finansowe
Późne i rzadsze koszenie przyniesie także korzyści finansowe (oszczędności, które można będzie wydać np. na tworzenie ogrodów deszczowych!) Kiedy zdążą zawiązać się nasiona traw, część wysieje się, uzupełniając braki między kępami, a cześć z roślin będzie odrastać wolniej. Dzięki temu drugi termin koszenia trawników także się opóźni.
Ponadto częstotliwość koszenia trzeba dostosować do warunków pogodowych. W czasie suszy trzeba powstrzymać się od koszenia w ogóle, ponieważ stworzymy połacie suchych szczątek roślin (rośliny są już i tak bardzo osłabione, że mogą nie poradzić sobie z odrośnięciem już w tym sezonie).
Efekt koszenia trawników w czasie upału (przykład z Kozienic). Fot. Psubraty
Gleby w mieście są często bardzo ubogie. Zbierając za każdym razem pokos (czyli biomasę skoszonej trawy) i wywożąc go, nie pozwalamy związkom azotu przeniknąć z powrotem do gleby. Zubażamy ją w ten sposób coraz bardziej. Dlatego część rozdrobnionego pokosu z wybranych koszeń warto pozostawić na miejscu.
Co z alergią?
Tworzenie środowiska nadmiernie sterylnego spowoduje coraz większe upośledzenia układu immunologicznego następnych pokoleń. Dlatego częste koszenie nie powinno być argumentem za walką z alergiami.
Jednak kosząc rzadziej, pomagamy też rozwinąć się roślinom zielnym kwitnącym, innym niż trawy, czyli mniej alergizującym.
Warto też wspomnieć, że rośliny zielne i łąki kwietne pochłaniają więcej smogu – głównego czynnika alergizującego, niż klasyczne trawniki, dlatego warto pozostawić przydrożne obszary zielone samym sobie, a nawet dodatkowo obsiać je roślinami łąkowymi. Oczywiście wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, zachowując strefy koszone dla poprawy widoczności i bezpieczeństwa, np. przy skrzyżowaniach.
Ciemne strony kosiarki
Kosiarki spalinowe przyczyniają się niestety do i tak bardzo słabego stanu powietrza nad polskimi miastami. Fundacja Łąka, która od lat wysiewa kwietne łąki, przytacza badania Australii, które wykazały, że koszenie trawników miejskich odpowiada za 5,2% całkowitej emisji tlenku węgla i 11,6% całkowitej emisji węglowodorów niemetalowych.
Ponadto zanieczyszczenia związane z koszeniem, to nie tylko spaliny zawierające rakotwórcze węglowodory aromatyczne. W skutek dużego nasłonecznienia w letnie upalne dni, składniki organiczne wydzielające się ze skoszonej biomasy utleniają się, w wyniku czego powstaje także ozon, który w troposferze jest gazem szkodliwym. Są to składniki smogu fotochemicznego, odpowiedzialnego za letnie alergie i problemy z układem oddechowym wielu z nas.
Pasikonik śpiewający – jeden z gatunków pasikonikowatych, którym zawdzięczamy wieczorno-nocny krajobraz akustyczny. fot. Wikipedia, domena publiczna
Pamiętajmy, że kosiarki to także źródło uciążliwego hałasu, którego i tak mamy już pod dostatkiem w mieście.
Oczyszczanie wód
Rzadkie koszenie sprzyja również zachowaniu dobrego stanu rzek, a także mówiąc nomenklaturą Ramowej Dyrektywy Wodnej – dobrego stanu Jednolitych Części Wód Powierzchniowych.
Im bardziej rozwinięty system korzeniowy ma strefa zieleni na trasie spływu wód do rzek i rowów, tym więcej fosforu i azotu będzie w stanie zaabsorbować, zanim te trafią do rzek. Częstsze koszenie powoduje bowiem redukcję biomasy korzeni, ponieważ po skoszeniu produkty fotosyntezy wykorzystywane są do odbudowy części nadziemnej. Dzieje się tak kosztem systemu korzeniowego.
Wszelkie dzikie obszary są rodzajem filtra bo dobrze absorbują związki fosforu i azotu. Hektar nadbrzeżnej łąki utworzonej z traw i bylin może magazynować od 20 do 70 kg azotu i od 4 do 8 kg fosforu na rok!
Czas na podsumowanie korzyści płynących z dzikich trawników!
Źródła:
- Krajowa Strategia różnorodności biologicznej, Rada Ministrów 2013
- Ochrona różnorodności biologicznej miast jako jedna z zasad wdrażania zrównoważonego rozwoju, Trzaskowska E., Studia Miejskie t. 19 (2015)
- Trzaskowska E., 2013a, Wykorzystanie roślin i zbiorowisk synantropijnych na terenach zieleni Lublina, Wydawnictwo KUL, Lublin
- Strefy buforowe i biotechnologie ekohydrologiczne w ograniczaniu zanieczyszczeń obszarowych, Izydorczyk K. i in., Europejskie Regionalne Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, Łódź 2015
- https://agro-technika.pl/archiwa/kiedy-kosic-laki/
- http://klimada.mos.gov.pl/adaptcity/
- http://laka.org.pl/